Wracam z długiej podróży, Z ulubionych kilku lat. Dym zasłania widok mi, Od wielu dni. Jak długo można czekać, Nie zabliźnia mi się czas. Nieskończenie dłuży się, Drogi cel. Zostawię cię tu, Na końcu szarówki. Poddaję się, Choć widzę kres. W moich snach, na zakręcie, Płaczą ludzie deszczem. Nie wiem jak, niepojęte Ich twarze stają się. Szare dni, szarym szeptem Lecą mi przez ręce. To co mam, w szarym mieście Echem staje się, ije-ije. Nic nie jest dobre jak kiedyś, Witrynom z oczu patrzy źle. Dzieci w kałużach topią gniew, Z domu łez. Oczy zmęczone powietrzem, Za powiekami chowam się. Matki więdną, życia im Jakby mniej. Zostawiasz mnie tu, Na końcu szarówki. Poddajesz się, Choć drogi cel. W moich snach, na zakręcie, Płaczą ludzie deszczem. Nie wiem jak, niepojęte, Ich twarze stają się. Szare dni, szarym szeptem Lecą mi przez ręce. To co mam, w szarym mieście, Echem staje się, ije - ije. Unosi się wiatr Sunie wolno, toczy strach, Gdy pukam do drzwi, Dziś już nie otwiera nikt. Unosi nas wiatr, unosi nas mgła, Beznamiętnie gra na czas. Unosi się wiatr, unoszę się ja, Pędzę z prądem, z biegiem lat. Zanosi się na to, skończy się świat, Płaczą dzieci, płaczę ja. Unosi nas czas, Unosi nas czas.
Gdy musisz wstać, choć tulisz tak pod głową obłoczek snu, i słów tyle znasz uczonych cicho przez noc, a tu dzień wstaje już kolorowo - witaj! Gdy musisz wstać, bo słońce już zawiesza na szczytach wież, poranny swój szal i rusza, cień w długi marsz, wokół drzew krząta się ptaków rzesza - witaj! Zacznij od Bacha, nim słońce po dachach zeskoczy, jak kot po nocy ćmej. I zacznij od Bacha, gdy w progu się waha ktoś, kto winien wejść, a może nie... Gdy musisz wstać, choć tulisz tak pod głową obłoczek snu, i słów tyle znasz uczonych cicho przez noc, a tu dzień wstaje już kolorowo - witaj! Gdy musisz wstać, bo słońce już zawiesza na szczytach wież, poranny swój szal i rusza, cień w długi marsz, wokół drzew krząta się ptaków rzesza - witaj! Zacznij od Bacha, nim słoń po dachach zeskoczy, jak kot po nocy ćmej. I zacznij od Bacha, gdy w progu się waha ktoś, kto winien wejść, a może nie... Tu du ru du..............
Zabiorę ciebie kiedyś właśnie tam, samolot miękko zejdzie w dół i miasto jak muzyczny super - sam zbudzi sześć śpiących strun. Taksówką żółtą tak jak China Town, ruszymy tłumiąc pożar serc w muzykę, która nie zna prawd i kłamstw, ale jest, ciągle jest. Nie wszyscy wielcy już przestali grać, choć powiał wiatr pogodą dla bogaczy, złe czarne fortepiany nie chcą spać, żyje w nich stary blues. Na Tin Alley w sklepach dobre dni, ulicznym grajkom znów się tutaj płaci, głośniki dudnią przez otwarte drzwi, szybciej im bije puls. Nie wszyscy wielcy już przestali grać, choć powiał wiatr pogodą dla bogaczy, złe czarne fortepiany nie chcą spać, żyje w nich stary blues. W witrynach nuty z pięćdziesiątych lat, okładki lekko zdartych płyt, muzyka, którą zawsze kochał świat, dobrych firm, znany szyld. Co z tego weźmiesz, to już twoja rzecz taksówka wróci z piskiem kół, i znów lotnisko, lot 55, jeszcze raz patrzysz w dół. Nie wszyscy wielcy już przestali grać, choć powiał wiatr pogodą dla bogaczy, złe czarne fortepiany nie chcą spać, żyje w nich stary blues. Na Tin Alley w sklepach dobre dni, ulicznym grajkom znów się tutaj płaci, głośniki dudnią przez otwarte drzwi, szybciej im bije puls. Nie wszyscy wielcy już przestali grać, choć powiał wiatr pogodą dla bogaczy, złe czarne fortepiany nie chcą spać, żyje w nich stary blues. Nie wszyscy wielcy................
Łyżeczką po trochu, Twój uśmiech i spokój Odmierzam i liczę im dni. W milczeniu, bo boję się mówić, By nawet ziarenka nie zgubić. A noc obok tylko tak samo też milcząc, Przygląda się temu przez łzy. I też nie wie jak to się stało, Że dzisiaj tych ziaren tak mało. Za Tobą jeszcze uciekło powietrze I został tu jedynie kurz. I nasz nieśmiertelnik na szyi, Przy sercu już przecież niczyim. Nade mną ciągle ta biała chorągiew, Przez którą nic nie widzę już. Wzniesiona, gdy coś się zatliło, Gdy coś się tak nagle zmieniło. Może inny dziś wieje tu wiatr, Ale dla mnie zapętlił się świat W tamtych kilku godzinach, kawach i kinach. Może nie ma tu dla mnie już nic Ale przecież też nie ma gdzie iść, Bo choć Ciebie nie będzie, Zobaczę Cię wszędzie. I sny bezlitośnie tak teraz nieznośne Zatapiam w kawie co noc. By choć jeden dobry się skleił W tej filiżance nadziei. A w głowie zostały cele i wiary, Na pewno ich będzie ze sto. Ktoś jeszcze skorzysta, więc może Wyprzedaż marzeń otworzę. Może inny dziś wieje tu wiatr, Ale dla mnie zapętlił się świat W tamtych kilku godzinach, kawach i kinach. Może nie ma tu dla mnie już nic, Ale przecież też nie ma gdzie iść, Bo choć Ciebie nie będzie, Zobaczę Cię wszędzie. Może inny dziś wieje tu wiatr, Ale dla mnie zapętlił się świat W tamtych kilku godzinach, kawach i kinach. Może nie ma tu dla mnie już nic, Ale przecież też nie ma gdzie iść, Bo choć Ciebie nie będzie, Zobaczę Cię wszędzie...
A gdybyśmy nigdy się nie spotkali, Minęli na życia tle? I gdyby nas nic nie łączyło wcale A wspólny los wahał się? Kto postanawia,że Jedyny raz na Ziemi, Na jedną chwilę, ty i ja, Odnajdujemy się. I zwykłe to zdarzenie Może odmienić cały świat. A gdybyśmy nie pokochali nigdy, Zgubili, spóźnili się? Byliby z nas ludzie zupełnie inni. A czy szczęśliwi, kto wie? Ale uznano, że Jedyny raz na Ziemi, Na jedną chwilę, ty i ja, Mamy odnaleźć się I zwykłe to zdarzenie Może odmienić cały świat. Czasami myślę o prawdopodobnym świecie, Gdzie jednak się mijają ślady naszych stóp. Co wtedy dzieje się z duszami naszych dzieci, Nim czyjaś inna miłość je zaprosi tu? Kto postanawia,że Jedyny raz na Ziemi, Na jedną chwilę, ty i ja Odnajdujemy się. I zwykle to zdarzenie, Może odmienić cały świat?
Kto wstawi się za nami, U Pana, co drogami Krętymi każe iść? Kto nas usprawiedliwi, Gdy Pan się będzie dziwił, Że to już właśnie my? Ja wstawię się za tobą I z podniesioną głową Dziękował będę, że Pan dał mi właśnie ciebie W radości i w potrzebie, Na lepsze i na złe. A ty choć powiedz słowo, Że zawsze byłem z tobą, Bo chciałem tak i już. I razem chleb jedliśmy, I równym krokiem szliśmy Wśród wichrów, pośród burz.
Ty wciąż mnie ratowałaś, Za rękę mnie trzymałaś, Gdy z drogi chciałem zejść. A ja otuchy krople, Gdy oczy miałaś mokre, Nie raz musiałem nieść. I tak będziemy stali, Aż w tej niebieskiej sali Do walca zaczną grać. Ja wtedy z pierwszym taktem Poproszę cię i raptem Zaczniemy wirować, Wolniutko walcować, I kręcąc się kręcić - Na palcach, na pięcie, Troszeczkę bezmyślnie - Jak wioeną przebiśnieg. Ty - nieco szalona, Cóż, żona to żona. I w mojej twa ręka, Niebieska piosenka, Za serca nas chwyta Niebieska muzyka.
Kiedyś wierzyłem, że może byłem, Choć twoim małym pragnieniem. Choć czasem znikałem, choć uciekałem, To tylko tobie mówiłem; Zabiorę cię tam, gdzie chcesz Na jawie, we śnie - ty wiesz. Zabiorę cię tam, gdzie chcesz, Lecz tylko na chwilę. Z echem tych słów, ot tak, Ty znikniesz jak sen, a ja Zostanę znów sam, znów sam. Lecz tylko na chwilę. Tak wiele ulic jesteś ode mnie, Tak wiele spojrzeń dalekich. Dni płyną szybko, jak strumień wspomnień, A ty na jedną chwilę przyjdź do mnie. Bym zabrał cię tam, gdzie chcesz, Na jawie, we śnie - ty wiesz. Bym zabrał cię tam, gdzie chcesz, Lecz tylko na chwilę. Z echem tych słów, ot tak Ty znikniesz jak sen, a ja Zostanę znów sam, znów sam Lecz tylko na chwilę. Mój cień za twoim cieniem, Jak dusza za pragnieniem, Tęskniąc szukając siebie wciąż. Zabiorę cię tam, gdzie chcesz, Na jawie, we śnie - ty wiesz Zabiorę cię tam, gdzie chcesz, Lecz tylko na chwilę. Z echem tych słów, ot tak Ty znikniesz jak sen, a ja Zostanę znów sam, znów sam Lecz tylko na chwilę. Z echem tych słów, ot tak Ty znikniesz jak sensen, a ja Zostanę znów sam, znów sam Lecz tylko na chwilę.
Zapomnij o mnie, Zanim świat się zmieni w toń bez granic, Nim spod nóg nam zniknie ląd. Zapomnij o mnie szybko, Zanim spali nas ta bliskość, Która przyszła nie wiadomo skąd. Zapomnij o mnie łatwo, Zanim nasze słońca zgasną, Nim ostatni raz nadejdzie świt. Zapomnij o mnie kłamiąc, Że się serca nie połamią, Że to tylko jeden wielki mit. Nic nie było tu przed tobą, I po tobie też nie będzie nic... Nic nie było tu przed tobą, I po tobie też nie będzie nic... Zapomnij o mnie kiedy, Spojrzę w inną stronę świata, Zostaw mnie bez zbędnych słów. Zapomnij o mnie jutro, Zanim tą dziurawą łodką, Na ocean wspomnień wpłynę znów. Nic nie było tu przed tobą, I po tobie też nie będzie nic... Nic nie było tu przed tobą, I po tobie też nie będzie nic... Nic nie było tu przed tobą, I po tobie też nie będzie nic... Nic nie było tu po tobie, I przed tobą też nie będzie nic...
Czekam prawdy nie chcąc znać, Nazbyt dziwny jest jej smak, cały czas Czego pragniesz, czego chcesz? Już wiem...uciec przede mną. W myślach chorych tonę wciąż Podświadomie słyszę też Twój głos, Ale Ty nie mówisz nic Jak głaz milczysz przede mną. Stąpać ponad ziemią, choć raz byś chciał Stąpać po krawędzi, gdzie lęk i strach. Wierzyć, że dopiero Twa śmierć to start. Czuję w sobie gniew, W końcu nadszedł dzień, Czuję w sobie lęk. Bezpowrotnie tracę Cię, Tonę, tonę, tonę w morzu łez. ( Nie będziesz już ze mną) Odejdź, gdy zechcesz znów, ( Nie będziesz już ze mną) Zabierz ze sobą ból. Składam skrawki swoich lat, Niecierpliwie czekam zmian obok nas, Oddam dziś co tylko chcesz, co chcesz. Bądź tylko ze mną... Stąpać ponad ziemią, choć raz byś chciał, Stąpać po krawędzi, gdzie lęk i strach, Wierzyć, że dopiero Twa śmierć to start. Czuję w sobie gniew, W końcu nadszedł dzień, Czuję w sobie lęk. Bezpowrotnie tracę Cię Tonę, tonę, tonę w morzu łez. ( Nie będziesz już ze mną) Odejdź, gdy zechcesz znów ( Nie będziesz już ze mną) Zabierz ze sobą ból.
Tej dziewczynie, która czyta list wyblakły, Tej kobiecie która milczy cały dzień, Tej co stawia w noc bezsenną złe pasjanse, I ozdabia nadziejami ciemną sień. Niech się niebo nie kojarzy tylko z deszczem, Niech się rzeka nie kojarzy z rzeką łez. Są na świecie dobre okna w dobrym mieście, I ta wiara, że w człowieku - człowiek jest. Nie jesteś sama, nie jesteś sama, Uwierz w siebie, uwierz w ludzi, uwierz w nas. Nie jesteś sama, nie jesteś sama, Są gdzieś okna, które płoną cały czas. Tej dziewczynie, która topi w czarnej kawie, Te tęsknoty których miała pełen skład, Tej kobiecie, która pali bardzo dużo, I w szufladzie przechowuje biały kwiat. Niech się miłość nie kojarzy z pożegnaniem, Niech pogoda opromieni każdą myśl, I niech przyśni się ktoś miły i czekany, Kto nadaje mleczną drogą taki list. Nie jesteś sama (nie), nie jesteś sama (nie), Uwierz w siebie, uwierz w ludzi, uwierz w nas. Nie jesteś sama (nie), nie jesteś sama (nie), Są gdzieś okna które płoną cały czas. Nie jesteś sama (nie), nie jesteś sama (nie), Uwierz w siebie, uwierz w ludzi, uwierz w nas. Nie jesteś sama (nie), nie jesteś sama (nie). Są gdzieś okna, które płoną cały czas, Są gdzieś okna, które płoną cały czas, Są gdzieś okna, które płoną cały czas...
Pewien niepoeta, samozwańczy wierszokleta, Nie napisał nigdy, nie napisał mnie, Słowa go goniły, trudne myśli przeraziły, Więc mnie nie napisał, nie odważył się. Wszak nie był artystą, nie napisał mnie na czysto, Nie opublikował także nigdzie mnie. Misję miał zbyt trudną, nie napisał mnie na brudno Długo szukał weny, nie odnalazł jej. Co nie było napisanie, nie może być wymazane, Nie ma mnie, nie mogę być zapomniany. Nie przeczytaj mnie gdy zechcesz. Nie recytuj mnie gdy zechcesz. To dla ciebie jestem nienapisany. Ja się nie przejmuję, może ktoś mnie narysuje, Wyobrazi sobie lub opowie mnie. Wymruga mnie powieka lub wyleje z wodą rzeka. W ten czy inny sposób ty odnajdziesz mnie. Co nie było napisane,nie może być wymazane. Nie ma mnie nie mogę być zapomniany, Nie przeczytaj mnie gdy zechcesz. Nie recytuj mnie gdy zechcesz. To dla ciebie jestem nienapisany. I choć wcale nie istnieję, to naiwną mam nadzieję. Że opowiesz o mnie wśród wrażliwych dusz. I będą się rodziły słowa, powstanie opowieść nowa. I atrament zmyje z pustej kartki kurz. I atrament zmyje z pustej kartki kurz.
Nic nie stanie się dwa razy, Ty się nigdy już nie zdarzysz, Tylko jeden raz, nie więcej. Ze swych rąk wypuścisz moje ręce. Nic się więcej nie powtórzy, Nie ma dwóch podobnych burzy, Drugich oczu tak niebieskich, I dwóch łez, i dwóch łez tak samo ciężkich. Twoje myśli, moje oczy wciąż mijają się, Pięć przystanków w środku nocy, żaden obok mnie. Twoje myśli, moje dłonie łamią świat na pół, Pięć przystanków i na koniec długa droga w dół, Długa droga w dół... Nic nie zdarzy się dwa razy, Z końcem świata nam do twarzy, Pięć przystanków, żeby pojąć, Że się serca nawet ciężkich łez nie boją. Twoje myśli, moje oczy wciąż mijają się, Pięć przystanków w środku nocy, żaden obok mnie, Twoje myśli, moje dłonie łamią świat na pół, Pięć przystanków i na koniec długa droga w dół. Twoje myśli, moje oczy wciąż mijają się, Pięć przystanków w środku nocy, żaden obok mnie, Twoje myśli, moje dłonie łamią świat na pół, Pięć przystanków i na koniec długa droga w dół. Długa droga w dół... Nic nie stanie się dwa razy, Ty się więcej nie wydarzysz.
Chcę wrócić na front, Choć nasz największy wróg - to ja Płacę za błąd. Gdzieś, daleko stąd, Gdy próbowałem kilku innych serc, A ty, byłaś tu wciąż. Po cichu odliczałaś dni, Czekając na najmniejszy znak, Dopiero dziś rozumiem, Dziś tak bardzo chcę. Słyszeć Cię znów - odbieraj! Widzieć Cię znów - otwieraj! Widzę Cię tu - w płomieniach, Sięgam ust, I wszystko gra miarowy puls, Ale miłości nie ma już.... Dom, ten który znam, Na moich oczach płonie ogniem zmian, A ja z samego dna, Tak rozpaczliwie resztą sił, Krwawiącym sercem wołam Cię, Dopiero dziś rozumiem, Dziś tak bardzo chcę. Słyszeć Cię znów - odbieraj! Widzieć Cię znów - otwieraj! Widzę Cię tu - w płomieniach, Sięgam ust i wszystko gra miarowy puls, Ale miłości nie ma już... A gdyby jeszcze dało się zawrócić, Zdążyć na czas i móc, i móc... Słyszeć Cię znów - odbieraj! Widzieć Cię znów - otwieraj! Widzę Cię tu - w płomieniach! Sięgam ust, I wszystko gra miarowy puls, Ale miłości nie ma już...
Nauczymy się na błędach, Wszędzie tyle dobrych rad, Posłuchamy innych, przecież oni dobrze wiedzą jak Ze sobą przetrwać idealnie tak. Może się dowiemy w końcu czego on się boi, A dla kogo ona ciągle dwoi się i troi dziś. Stojąc przed lustrem kiedy już na nich czas, Tak wiele pytań jest bez odpowiedzi. Teraz już nie odpowie za nas nikt. Już teraz nikt nie pomoże nam, Naprawdę nikt, każdy liczy tu na siebie sam. Każdy zwykły dzień kolejna z prób i napiszemy w końcu, własny wzór. Jak razem być, Na zawsze już. I delikatnie mówiąc znowu docieramy się, Walczymy godzinami, dzisiaj będzie krótki sen, Niezrozumienie, uniesienie, gniew Trudno poszukać tych najbardziej odpowiednich słów. Jesteśmy różni, żeby dało się ułożyć wzór, Wspólny mianownik trzeba ustalić tu. I nie pomogą żadne dobre rady, Jesteśmy sami, tylko ja i ty. Już teraz nikt nie pomoże nam, Naprawdę nikt, każdy liczy tu na siebie sam. Każdy zwykły dzień, kolejna z prób i napiszemy w końcu własny wzór. Jak razem być. Na zawsze już. Już teraz nikt nie pomoże nam , Naprawdę nikt, każdy liczy tu na siebie sam. Każdy zwykły dzień, kolejna z prób i napiszemy w końcu własny wzór. Jak razem być. Na zawsze już.
Nocą ulice są puste i ciche, spokojne. Milczę jak one, bo wiem że to koniec i tak, Światła mrugają mi znakiem tak jasnym jak słońce. Wolną masz drogę więc na drugą stronę już idź. Stoję na drodze donikąd i pytam raz jeszcze, i patrzę na Ciebie, co robić nie wiem już sam, Czas w miejscu stanął, samolot rozcina powietrze, Jest 5 rano i zaraz się skończy ta noc. A po drugiej stronie jest wolność, początek i koniec, Tam Ciebie nie będzie, tam pustka niespełnionych dni, Tam gesty i słowa i myśli od nowa, znów więcej, To tylko połowa, bo reszty nie wróci już nic. Stoję na drodze donikąd i pytam raz jeszcze, I patrzę na Ciebie i co robić nie wiem już sam, Czas w miejscu stanął, samolot rozcina powietrze, Jest 5 rano i zaraz się skończy ta noc. Stoję na drodze donikąd i pytam raz jeszcze, I patrzę na Ciebie i co robić nie wiem już sam, Czas w miejscu stanął, samolot rozcina powietrze, Jest 5 rano i zaraz się skończy ta noc. Jest 5 rano i zaraz się skończy ta noc. Jest 5 rano i zaraz się skończy ta noc. Jest 5 rano i zaraz się skończy ta noc.
Kiedy znajdziemy się na zakręcie, co z nami będzie? Świat rozpędzi się niebezpiecznie, co z nami będzie? Nawet jeśli życie dawno zna odpowiedź, może lepiej gdy nam teraz nic nie powie. Kiedy znajdziemy się na zakręcie, co z nami będzie? Świat rozpędzi się niebezpiecznie, co z nami będzie? Nawet jeśli życie dawno zna odpowiedź, może lepiej gdy nam teraz nic nie powie.
Nasz każdy pełen przygód rok, każdy miesiąc drogi nasz, każda nowy dzień jak szansa i każda chwila trwogi nasz każdy zachód słońca nasz, każdy podniesiony ton, każdy naprawiony błąd, i czy musimy stracić to?! Kiedy znajdziemy się na zakręcie, co z nami będzie? Świat rozpędzi się niebezpiecznie, co z nami będzie? Nawet jeśli życie dawno zna odpowiedź, może lepiej gdy nam teraz nic nie powie... W żywym ogniu, niełatwych pytań, topimy plany i sami nie wiemy,po co chcemy przeczytać cały scenariusz. Szukamy błędów, przewidujemy najgorsze, że nie dojdziemy do happy endu. A to dopiero początek, tyle przed nami, po co się pytać na starcie, co będzie z nami? I nawet jeśli, to życie zna już odpowiedź, będzie dużo ciekawiej, Gdy teraz nic nam nie powie. Tyle miejsc odkrytych gdzie, inni nie dotarli wciąż. Tyle krętych dróg pod prąd i czy musimy stracić to?! Kiedy znajdziemy się na zakręcie, co z nami będzie? Świat rozpędzi się niebezpiecznie, co z nami będzie? nawet jeśli życie dawno zna odpowiedź, może lepiej gdy nam teraz ,nic nie powie Kiedy znajdziemy się na zakręcie, co z nami będzie? Świat rozpędzi sié niebezpiecznie, co z nami będzie? Nawet jeśli życie dawno zna odpowiedź, może lepiej gdy nam teraz,nic nie powie.
Gdzie teraz jesteś, kiedy mi znów ciemnieją dni? Gdzie teraz jesteś, kiedy mi już brakuje sił? Twój portret wczoraj się zbił, a wokół mnie tylko sny przecięte w pół. Przecież mnie znasz na pamięć, przecież to wszystko wiesz. Mogę, ot tak, zostawić ten świat. I biec, za tobą biec. Powiedz,mi tylko, proszę... Powiedz mi gdzie... Gdzie teraz jesteś. Gdzie teraz jesteś, gdy nagle zmierzch zmienia się w świt? Gdy znowu przyznać się wstyd, że życie zmienia się w żart, w domek z kart. Przecież mnie znasz na pamięć, przecież to wszystko wiesz. Mogę, ot tak, zostawić ten świat. I biec, za tobą biec. Powiedz, mi tylko, proszę... Powiedz mi gdzie... Gdzie teraz jesteś. Za tobą jak w ogień przecież wiesz, mimo burz mogę biec. Nawet gdy w moich niepewnych snach, zmiesza się z deszczem strach, choćby mi sczerniały dni, będę cie zawsze mieć we krwi. Zapomnę dopiero, kiedy mnie trumienną czernią zaznaczy czas. Przecież mnie znasz na pamięć, przecież to wszystko wiesz. Mogę, ot tak, zostawić ten świat. I biec, za tobą biec. Powiedz, mi tylko, proszę... Powiedz mi gdzie... Powiedz, mi tylko, proszę... Gdzie teraz jesteś. Gdzie teraz jesteś, kiedy mi znów ciemnieją dni?
Jestem białą kartką, podeptaną i naddartą, pełną śladów czarnych, śladów Twoich słów. Czuję, krew przyspiesza, myśli wszystkie wiatr przemieszał, chyba nie mam siły szukać Ciebie znów. Bóg się mógł zlitować, mógł napisać mnie od nowa, ale łatwiej było zmazać resztę mnie. W oczach ciemne plamy, każdy oddech poszarpany, chyba nie mam siły, znowu szukać Cię. Idę w parze z czarną ciszą chmury wciąż nade mną wiszą, ale przecież już przetrwałam tyle burz. W dół schodami idę, dokąd, nie wiem i nie widzę. Piętro wyżej zrezygnował Anioł stróż. Jestem kartką białą, pogniecioną i niecałą, bo nie wyszedł pisarzowi pierwszy szkic. Czuję, cichną drzewa, blaknie ostry kolor nieba, chyba nie mam siły, chyba nie mam nic. Idę w parze z ciszą czarną, Bóg mnie oddał jej za darmo, ale przecież już przetrwałam tyle burz. W dół schodami idę, kocham, tęsknię, nienawidzę. W sercu noszę tępy, przerdzewiały nóż. Idę w parze z czarną ciszą, chmury wciąż nade mną wiszą, nie wiem, ile jeszcze zdołam przetrwać burz. W dół schodami idę, dokąd, nie wiem i nie widzę. Piętro wyżej zrezygnował Anioł Stróż. Piętro wyżej zrezygnował Anioł Stróż.
Wybacz, że mnie nie ma teraz Kiedy świat nasz na zakręcie, Że nie umiem dotknąć nieba, I że jutro mnie nie będzie. Znowu kiedy zgasisz lampkę, Co przed snem broniła jeszcze. I przylecą z czarnym wiatrem, Te znajome zimne dreszcze. Wybacz proszę, że nic więcej Dziś powiedzieć nie potrafię. Wstyd się przyznać, że jest ciężej Kiedy mówią: " razem łatwiej ". Już nie umiem tak jak wcześniej, Spojrzeć w Twoje szklane oczy. Z tym paranoicznym lękiem, Chcę uciekać w szarość nocy. Ref: Idź przed siebie, dziś bo przecież Czas wszystko pozmienia. Zgasną wspomnienia, Mgła zasłoni cień mych dłoni. Zastygnie powietrze, Ty zapomnisz. Wybacz, że zostały po mnie tylko Te walczące z kurzem zdjęcia. I ta beznadziejna bliskość, Szara, pusta, bezimienna. Wybacz mi te wszystkie grzechy, Te o których ciężko śpiewać. I zmienione w płacz uśmiechy, Wobec bezradności nieba. Ref: Idź przed siebie, dziś bo przecież Czas wszystko pozmienia. Zgasną wspomnienia, Mgła zasłoni cień mych dłoni. Zastygnie powietrze, Ty zapomnisz. Idź przed siebie i niech w niebie, Anioły Cię chronią. Niech lecą nad Tobą. Czas rozdzieli nas, I zmieni czucie w widzenie, Serca w kamienie. Idź przed siebie i niech w niebie, Anioły Cię chronią. Niech lecą nad Tobą. Czas rozdzieli nas, I zmieni czucie w widzenie, Serca kamienie.